Kliniczny oddział urazowo ortopedyczny przyjął mnie z następującym rozpoznaniem: Uraz wielomiejscowy. Złamanie przez- i podkrętarzowe oraz bliższej 1/2 trzonu uda prawego. Zespół ciasnoty przedziałów powięziowych uda prawego. Złamanie przezkrętarzowe uda lewego. Złamanie trzonu L4. Złamanie żebra I po stronie lewej. Złamanie kości jarzmowej lewej. Złamanie ściany oczodołu i zatoki szczękowej po stronie lewej. Wstrząśnienie mózgu. Rany tłuczone głowy oraz okolicy stawów kolanowych. Podejrzenie złamania panewki stawu biodrowego lewego. Kiedy to przeczytałem na karcie informacyjnej dowiedziałem się co mi tak na prawdę się stało. Niezła wyliczanka...
Najlepsze było to, że tomograf w Sosnowcu był zepsuty (po co w szpitalu działający tomograf?) i na tomografię przewieziono mnie do Czeladzi... Niestety nie pamiętam tej wycieczki, ani tego, że do szpitala przyleciałem helikopterem (moja pierwsza i chyba jedyna w życiu wycieczka śmigłowcem, a ja nic nie pamiętam - co za pech). To, że podczas operacji się obudziłem i zacząłem wrzeszczeć już wiecie, ale była jeszcze jedna śmieszna sytuacja. Ja sobie wrzeszcze, w pewnym momencie ból staje się jeszcze większy. Słyszę rozmowę dwóch lekarzy:
-Czym mu to polałeś?
-Spirytusem...
Po tym obudziłem się już na oddziale intensywnej terapii... po trzech dniach w śpiączce...